Jeż Jerzy i pozory, które mylą (bajka psychoterapeutyczna z elementami psychoedukacyjnej)



W pięknym zielonym lesie, gdzieś za siedmioma górami jak to w bajkach bywa mieszkała jeżowa rodzina.Tata Jeż z czerwonym jabłkiem na grzbiecie dumnie wracał codziennie z pracy do domu.
W progu witała go Mama Jeż z fartuszkiem przywiązanym w pasie oczywiście z jabłkiem. Ze swojego pokoiku wybiegał mały Jurek Jeż, który tylko czekał na zabawy z tatą.
Jeżowa rodzina była w nowa w okolicy. Przeprowadzili się ze starej doliny, obok malowniczej wsi, gdzie zawsze mogli liczyć na swoich starych, dobrych przyjaciół.

Zbliżał się początek roku szkolnego.

Bardzo ważny dzień dla Jurka. Tego dnia, mama spakowała same pyszności małemu jeżykowi do plecaczka i odprowadziła go do szkoły. Jurek był podekscytowany. Jeszcze nikogo nie znał. Był nowy w okolicy, ale już nie mógł się doczekać, by z kimś się zaprzyjaźnić.
-Jureczku –powiedziała mama, gdy tylko dotarli do właściwej sali. –Przyjdę po ciebie, jak tylko skończą się twoje zajęcia. Ucałowała synka w nosek i podreptała do domu przygotować Jurkowi pyszny obiadek. „ Jak wróci na pewno będzie głodny”- pomyślała.
Jurek ochoczo wszedł do swojej sali. Wszyscy nowi koledzy i koleżanki siedzieli już w swoich ławkach. Zostało jedno jedyne puste miejsce w ostatniej ławce. Jeżyk szybciutko je zajął. Uśmiechał się do wszystkich , gdy tylko ktoś się do niego odwracał. A odwracał się każdy. Każdy chciał mu się przyjrzeć. „Dziwne uczucie”- pomyślał jeżyk. „Wszyscy się ciągle mi przyglądają i coś szepczą między sobą”.
Jurek jako jedyny w klasie siedział sam w ławce.  Inni koledzy siedzieli w parach. Gdy tylko weszła do sali Pani Sowa, nastała cisza.
Pani Sowa głośno powiedziała :
-Witajcie moi drodzy. W tym roku do naszej klasy dołączył ktoś wyjątkowy. Jerzy zapraszam Cię na środek sali. Jeżyk szybciutko wstał z miejsca i podbiegł do wychowawczyni. Z tego pośpiechu, aż się  przewrócił. Cała klasa wpadła w śmiech. Jurek wystraszył się i nastroszył kolce. Cóż to było za zdziwienie. Wszyscy koledzy i koleżanki zrobili duże oczy, w których było widać strach.
Wiewiórka Tosia aż się zatrzęsła.
-Wi wi widzieliście? On jest straszny!- zająknęła.
-Tosiu nie wolno tak mówić! –upomniała ją Pani Sowa. –To nie ładnie tak oceniać tylko po wyglądzie. Jeżyk oblał się rumieńcem i wrócił na swoje miejsce. Tego dnia nikt już się do niego nie odezwał. I następnego. I następnego. I następnego też nie. Jeżyk już przyzwyczaił się do tego, że wszyscy omijali go szerokim łukiem na korytarzu. Nikt nie chciał z nim siedzieć w jednej ławce. Koledzy niechętnie brali go do swojej drużyny. Mama Jurka była zaniepokojona smutną miną synka. Za każdym razem gdy pytała:
-Jureczku jak było w szkole?
Odpowiadał :
-Dobrze.
I nie pomogły nawet przepyszne ciasteczka, które mama upiekła na kolegów i koleżanek z klasy. Jurek przyniósł całe pudełeczko prawie nietknięte. Brakowało tylko dwóch. Ciasteczka dla Pani sowy i dla samego Jurka.
Tak naprawdę to nikt mu w szkole nie dokuczał, ale Jurek słyszał za każdym razem szepty, gdy przechodził koło grupy kolegów czy też koleżanek.
Dni mijały. Ciepły jesienny wiatr owiewał sztywne kolce Jurka. Jeżyk wracał jak zawsze tą samą drogą obok niewielkiego stawu, między orzechem, a klonem. Gdy dochodził do strumyka, który zazwyczaj płynął wolno koło wielkiego dębu zauważył kogoś.
To była Tosia. Koleżanka z klasy. Jurek poszedłby dalej, ale zauważył, że Tosia ma chyba mały problem.
-Yyyy przepraszam? Pomóc ci? –zagadnął .
-Idź sobie. W niczym mi nie pomożesz, a jeszcze mnie zaatakujesz swoimi kolcami-wysapała wiewiórka, która próbowała ściągnąć plecak, który zawisł jej na gałęzi nad strumykiem.
-Ale przecież nikomu jeszcze nie zrobiłem krzywdy. Czemu tak mówisz? -dopytywał Jurek.
-Widziałam przecież, że jak Ci coś nie wychodzi, albo się zdenerwujesz to zaraz Twoje kolce stają dęba.- powiedziała wiewiórka dalej sięgając do swojego plecaka.
-No tak to prawda. Niestety tak już mam . Szybko się denerwuje, a ostatnio to dość często. Przykro mi, że nikt Was nie uprzedził, że akurat będziecie mieć takiego kolegę.- wybąkał Jurek.
I już miał iść. Tylko wiatr zdmuchnął plecach Tosi jeszcze dalej. Krótki patyk już jej nie wystarczał, ledwo sięgała gałęzi , na której zawisł.

                                         Wtem wpadł jej genialny pomysł do głowy.

-Ej Jurek! Poczekaj chwilkę !-Zawołała.- Czy Ty tak możesz zdenerwować się na zawołanie?
-Hm nie wiem, a co ?- spytał jeżyk.
-A tak sobie pomyślałam , że może byś mi użyczył swoich kolców. Tylko dwóch, byśmy je związali
 i sięgnęli mój plecak.
-Ja? Ja mam Ci pomóc? –ucieszył się Jurek.
-Tak, Ty! Widzisz tu innego jeża w okolicy? – spytała Tośka.-Tylko Jurku musisz się zdenerwować, bo inaczej nici z mo… to znaczy z naszego planu.
Jeżyk próbował, próbował i nic. Ciągle był podekscytowany, że ktoś prosi go o pomoc.
-Jurku proszę pośpiesz się!!! Zaraz całkowicie plecak zniknie nam z oczu.
-Tosiu no nie mogę, nie mogę. Jestem taki szczęśliwy, że rozmawiamy, że poprosiłaś mnie o pomoc. Nie mogę teraz nic sobie przypomnieć, żeby się zdenerwować.
-Pamiętasz pierwszy dzień w szkole?
-No tak.- wybąkał jeżyk.
-Pamiętasz, jak się wywróciłeś i nikt nie chciał z Tobą siedzieć, bo wszyscy uważali cię za potwora?
„Za potwora?” pomyślał Jurek.
Zrobiło mu się bardzo przykro łzy napływały mu do oczu, a kolce się nastroszyły.
-Jurku udało się udało się. Daj mi dwa kolce.
Jurek szybko wyciągnął dwa kolce z grzbietu. Wiewiórka związała je trawą i już sięgała po plecak.
-Jurku musisz mi pomóc. Trzymaj mnie za ogon.
Jeżyk szybko złapał wiewióreczkę , a ona mogła wyciągnąć się bardziej , by złapać plecak połączonymi kolcami Jurka.

Po kilku staraniach w końcu się udało.

Plecak Tosi był bezpieczny na brzegu, kolce Jurka na miejscu. Oboje siedzieli i śmiali się do rozpuku.
Tosia poklepała Jurka po kolcach.
-Ej one nie są wcale takie straszne.- powiedziała.
-Ani ja ani kolce. Tylko trzeba uważać , gdy faktycznie są nastroszone.
Wracali razem do domu. Okazało się, że Tosia mieszka niedaleko jeżyka i mogą razem chodzić
 i wracać ze szkoły .
Mama Jurka bardzo niepokoiła się, gdy wrócił późno do domu, ale widziała, że tego dnia był bardzo szczęśliwy. Wszystko dokładnie jej opowiedział. Taki był zmęczony, że mimo podekscytowania, które towarzyszyło mu podczas kolacji i kąpieli zasnął zanim mama skończyła czytać mu bajkę na dobranoc.

Kolejny dzień zapowiadał się jak zwykle.

Gdy Jurek przybył do szkoły i wbiegł do swojej klasy, a był już mocno spóźniony, zauważył coś dziwnego. Wszystkie stoły ustawione były tak, by każdy mógł siedzieć jak najbliżej jeżyka.
W jego ławce już nie było pustego miejsca obok, siedziała tam Tosia, która szeroko się uśmiechała.
-Tosia nam wszystko opowiedziała. –powiedział mały szczurek Cyryl, który nigdy nie odzywał się do Jurka i udawał ciągle obrażonego. –Jesteś bohaterem!
-Już się mnie nie boicie?- Spytał Jurek.
-Przepraszamy. Faktycznie nie miałeś dobrego wejścia. Wszyscy myśleliśmy, że jesteś jakiś dziki i możesz nam zrobić krzywdę. Pozory jednak mylą i nie można oceniać ludzi po wyglądzie i przez pryzmat tego, że czasem nie panują nad swoim zachowaniem.
-To także moja wina.-wtrąciła Pani Sowa.- Mogłam uprzedzić klasę, że jesteś wyjątkowy. Może wtedy inni inaczej by spojrzeli na Twoje wybuchy złości, czy też smutku. Najważniejsze, że wszystko wróciło do normy.
-Na cześć bohatera Jurka-krzyknęła Tosia
-Hip hip hurra!!-dokończyli wszyscy.
Odtąd klasa pomagała Jurkowi, w trudnych dla niego momentach. Gdy tylko się złościł, albo był smutny nigdy już nie był sam.
Powroty ze szkoły też były milsze, bo wracał z Tosią.
I mama już tak się nie martwiła o synka. Codziennie wracał ze szkoły zadowolony i buzia mu się nie zamykała. Cały czas opowiadał o nowych przygodach z kolegami.
I za każdym razem, gdy kładła go spać była wdzięczna, że mimo tego, że jest jeżem, któremu ciężko panować nad sobą ma tak wspaniałych przyjaciół.








Komentarze

Popularne posty