Niepotrzebna tajemnica (bajka psychoterapeutyczna z elementami psychoedukacyjnej)


-Wiesz mamo, nie chcę byś przychodziła po mnie jutro do szkoły- usłyszałam dziś od mojego ośmioletniego syna.
-A dlaczego? Coś sie stało?- spytałam zdziwiona.
-Nie. To znaczy...yyy. Nie przychodź. Jestem już duży, mogę wracać sam ze szkoły. Przecież to zaledwie parę przystanków autobusem. Dam radę. -zapewniał mnie Maks.
Uwierzyłam. W końcu ma już osiem lat. To na prawdę tylko kilka przystanków, a ja mogła bym szybko skoczyć do domu, zrobić pyszny obiad i na niego poczekać. Jednak coś mi mówiło, że coś się za tym kryje.
Pozwoliłam Maksowi wracać samemu do domu.
 Za każdym razem nie myślałam o niczym innym. Udawałam, że się nie martwię, że mu ufam. A ufałam mu bezgranicznie. Nigdy mnie nie zawiódł.  W końcu to moje ukochane dziecko. Mam tylko jego. Tata Maksa zostawił nas, jak tylko Maks się urodził. Kochał go i kocha całym sercem. Cały czas go odwiedza, pamięta o urodzinach, zebraniach i wszystkich przedstawieniach w szkole. Jest dobrym tatą. Maks o tym wie. Ja też. Co prawda mamy dobry kontakt, ale to tylko ze względu na naszego syna.
Tata Maksa ma swoją nową rodzinę. Ja niestety nie poznałam nikogo. Maks jest dla mnie całym światem. Teraz jest co raz starszy i co raz mniej  mnie potrzebuje. Ciężko oswoić mi się z myślą, że kiedyś...Aaa może o tym nie mówmy.
Zbliżało się przedstawienie na dzień mamy i taty. Maks spytał:
-Mamo, a czy Ty musisz być na tym przedstawieniu?
- To znaczy? Nie rozumiem? -byłam trochę zdziwiona pytaniem syna.
-Mogę tylko zaprosić tatę i ciocię Magdę?
Było mi bardzo przykro, ale nie dałam tego po sobie poznać. Odwróciłam się w stronę gotującego się obiadu.
-Tak kochanie. Możesz zaprosić tylko tatę i ciocię Magdę.

Z trudem przełykałam łzy.

 Nie dałam po sobie poznać, że jest mi przykro. Bardzo przykro.
Nadszedł dzień przedstawienia. Mimo wszystko pojawiłam się na nim, ale tak, by Maks mnie nie zauważył. Wspaniale mówił wiersz o mamie. Łzy kręciły mi się w oku.
Chciałam wrócić szybko do domu, ale zatrzymała mnie wychowawczyni Maksa. Wytłumaczyłam jej dlaczego nie może mnie zauważyć.  Udawałam, że wszystko jest dobrze. Maks ma prawo wyboru i nie chcę mu się narzucać.
Gdy wracał z kolegami do domu, akurat byłam w ogrodzie i podsłuchałam ich rozmowę.
- Ej dobrze, że nie było twojej matki. Ona wygląda jak facet. Nie ma włosów i jest taka brzydka.
-Mhm. -przytaknął Maks kolegom. Spuścił głowę na dół i wszedł na podwórko. - Na razie!- pomachał kolegom.
Stałam nieruchomo za naszym ogrodzeniem, które mnie skutecznie chroniło. Chciałam rozpaść się na kawałki. To moja wina. Mój syn wstydzi się mnie. To dlatego zaprosił tatę i ciocię Magdę na przedstawienie. Po to bym nie zrobiła mu wstydu. To moja wina. Cały czas udawałam, że jest wszystko dobrze. Udawałam przed Maksem. Przed całym swoim światem.
To był najwyższy czas, żeby powiedzieć Maksowi prawdę.
-Możemy porozmawiać?- spytałam, siadając na kanapie tuż obok syna.
-Jasne. -odpowiedział nie odrywając wzroku od ekranu telewizora.
-Maks możesz spojrzeć na mnie?
Spojrzał. Tymi swoimi pięknymi błękitnymi oczami. Moimi oczami.
-Chcę powiedzieć ci coś bardzo ważnego. I nie jest to dla mnie łatwa sprawa. Czy ty mnie się wstydzisz Maks?
-Ja? Nie.- nagle odwrócił wzrok.
-Maks słyszałam twoją rozmowę z kolegami. Wiem, że mnie się wstydzisz. To moja wina. Nie powiedziałam ci prawdy. Myślałam, że jesteś jeszcze zbyt mały i nie zrozumiesz.
-Ale czego?- dopytywał.
-Byłam chora. Dlatego nie mam włosów i znacznie przytyłam. To nie jest tak, że o siebie nie dbam. Przeszłam bardzo poważne leczenie.
-Ale kiedy?
-Jak byłeś na wakacjach u taty, ja byłam w szpitalu. Byłam bardzo chora.
-A teraz?- spytał ze smutkiem.
- Teraz jest lepiej. Niestety jeszcze trochę będę miała krótkie włosy, zanim mi urosną. Bardzo cię kocham i wszystko co robię to robię dla ciebie. Wybacz mi. Nie chciałam mieć  przed tobą tajemnic.
-Mamo to ja przepraszam- rzucił mi się na szyję. 

Oboje się popłakaliśmy.

Od tego pamiętnego wieczoru minęło kilka dni. Dostałam wezwanie do szkoły. Pilne. Zwolniłam się wcześniej z pracy. Wychowawczyni Maksa uspokoiła mnie, że wszystko jest dobrze. Nic złego się nie stało. Zaprowadziła mnie na aulę. Nie wiedziałam o co chodzi. Poprosiła, żebym usiadła i poczekała chwilkę, Maks miał pojawić się za parę minut.
Usiadłam i czekałam. Wtem na scenie pojawił się Maks. Wraz ze swoimi kolegami. Przygotowali dla mnie przedstawienie. Specjalnie tylko dla mnie. Nie kryłam dumy i wzruszenia. Łzy ciekły mi po policzkach. Nie doceniłam mojego syna. Cały czas traktowałam go jak małe dziecko, które nic nie zrozumie. Było inaczej. Niepotrzebnie przed nim ukrywałam swoją chorobę. Dzieci rozumieją więcej niż nam się wydaje. Chcemy je chronić przed złem tego świata, zamiast pokazać im, że potrafimy z  tym złem walczyć. Niepotrzebna była ta tajemnica. Maks okazał mi największe wsparcie, którego tak bardzo potrzebowałam.

Komentarze

Popularne posty